Time River
Administrator

Dołączył: 01 Lip 2015
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 15:08, 20 Sie 2017 |
 |
Przyszłość z poprzedniego posta przybyła!!! 20 luty, dzisiaj 20 sierpnia, przypadek? Nie wydaje mi się!
A tak na poważniej, wpis w dzienniku dzisiaj będzie odnosił się do tego, że sam skończę grę.
Cóż, nie będę tu się spowiadał, prawda nie wyjdzie na jaw, ale napiszę parę rzeczy i głównie o klanie, nie ma potrzeby innych spraw pisać.
Cóż, wspomnienia z gry mam całkiem przyjemne. Na początku byłem zwykłym noobkiem jak każdy, poświęcający się dla sprawy, oddawanie całej kasy na ulepszanie klanu, życie na groszach, za miksty kwiatki z ważek. To były czasy wojny Quoos vs Zacon, mało kto pamięta. Ja byłem w Quoos, ciężko było się tam odbić, podatek na ulepszenie klanu 250m, w dawnych czasach to był ogrom, teraz spływa lekką ręką dla wielu. Na 243lvl'u zostałem wyrzucony w wyniku spisku za zdradę. Oczywiście nie było jak sie bronić, tylu przyjaciół moich za to zostało wyrzuconych przede mną i po mnie. Wtedy próbowałem wrócić, ale w końcu nabrałem przekonania, że nie potrzebuje takich ludzi, by samemu stać się kimś więcej. Przez 2 tygodnie układałem sobie plan w klanie Szpiedzy, założycielem była moja przyjaciółka Nefreta, klan był wymarły, nie tak jak poprzednim razem jak tam byłem, ale chodziło mi głównie o spokój. Zebrałem myśli i zacząłem swoją historię. Doszedłem do klanu Gloria Victis
W tym klanie, zamierzałem postawić głównie na siebie Klan był idealnym miejscem, ponieważ był praktycznie neutralny dla większości i większość była zajęta swoimi sprawami. Dlatego mogłem swobodnie działać i nawiązywać kontakty i z moimi byłymi wrogami, jak z byłymi przyjaciółmi.
Na początku nie chciałem nic osiągnąć w tym klanie, jeśli chodzi o rangę. Nie chciałem stroju, wysoko postawionej rangi, a ni nic z tych rzeczy. Gdy osiągałem co raz większe rezultaty w sprawach zbrojeń, zwróciłem też uwagę na atmosferę w klanie. Czasem kłótnie, spory, czasem dobre zabawy i śmieszne rozmowy. I tak jakoś zaczęło się od tego, że wpłaciłem pieniądze na strój klanowy, a potem zacząłem zżywać się z klanem. Po wielu perypetiach i historiach dostałem się do rady klanu, a potem wyżej i wyżej, aż na założyciela. Nie chciałem tego nigdy oficjalnie, ale gdzieś tam się jawiła myśl, że fajnie by było. Na początku byłem zły, mimo wszystko, naprawdę nie chciałem tej funkcji, potem przerodziło się to w chłodną akceptacje. Aż po wielu miesiąca sam siebie uznałem za założyciela pełnoprawnego, wtedy zacząłem rządzić klanem jak mi się podoba. Czy czegoś żałuję? Prawdę mówiąc nie, ludzie zawsze przychodzili i odchodzili, czasem to bolało, czasem była to ulga na zadku. Nie jeden raz klan ożywał niesamowicie, a po paru tygodniach były przeciągające się cisze. Życie klanu jest standardowe. Raz się jest na wozie raz pod wozem. Po tym jak sam się zaakceptowałem w roli założyciela, kiedy nawet byłem pod wozem źle się z tym nie czułem. Po prostu czekałem, aż będzie lepiej. Czy miałem chwilę zwątpienia? Na początku tak, nawet sporo, później chyba ani jednej. W końcu poczułem się, że jestem naprawdę silny. Nie dlatego, że zacząłem uważać się za lepszego w wyniku rozbudowy uzbrojenia, wiedzy, poszerzania wpływów i władzy, ale właśnie z tego powodu, że jeśli ma się cel i będzie się do niego dążyło, to i tak w końcu się go osiągnie. Czas był w większości moim sprzymierzeńcem, ponieważ ja mogłem czekać długo, byłem cierpliwy i dlatego osiągnąłem to wszystko. Czas może być naszym największym sojusznikiem, jeśli ktoś ma na to dobry plan.
Jednak w rzeczywistości, czas jest moim dużym wrogiem, ponieważ w grze wszystko jest prostsze, nawet najbardziej zawiłe intrygi jakie knułem, były proste. Jednak w starciu z rzeczywistością, czas nas tylko uśmierca. Every day a liitle death. To jest moje prawdziwe powiedzonko, które można mi przypisać, a które często noszę w postaci nieśmiertelnika. Czas to właśnie mnie doprowadził do sytuacji, w której nie jestem zdolny już grać, mimo że miałbym jeszcze cele do spełnienia i chciałbym dalej był założycielem. Czas, to było zawsze coś, co mnie fascynowało. Wiele myślałem, jak to z nim jest, ale doszedłem do wniosku, że czas nie jest naszym ani wrogiem, ani sojusznikiem. Jest stałą, czymś nieprzemijającym jak Słońce na niebie. Nie uważam, że można zaplanować sobie czas, chociaż chciałbym, byłoby dużo prościej. Można tylko zaakceptować i żyć, tyle ile czas nam będzie dane. Posuwamy się na przód, wraz z czasem, a życie, jakim podążają ludzie, jest ściśle zależne od niego. Na początku ma się sporo czasu, ile razy jako dzieciak nudziłem się i wydawało mi się, że jeden dzień trwa cały rok, jak nie 10. Potem mniej i mniej, aż dzień zdawał mi się godziną, minutą, sekundą w morzu czasu.
Pożera wszystko na szerokim świecie,
ptaki, zwierzęta, i drzewa, i kwiecie,
kruszy żelazo i miażdży kamienie,
jasną stal łamie, wysusza strumienie,
królów zabija, burzy dumne miasta,
powala górę, co w niebo wyrasta
Ludzie znikną, nie pozostanie nawet po nich ślad. Czas wypali ich istnienie z kronik wszechświata. Słońce jeszcze raz wzniesie się i opadnie. Wiatr dmuchnie i rozniesie popioły nas wszystkich po wielkim pustkowiu, po raz ostatni grając Requiem dla już zmarłego świata.
A reszta będzie milczeniem.
Od bardzo małego mam poczucie beznadziejności świata. Ciężkie dzieciństwo, jeśli się trzeba zastanawiać nad takimi sprawami, huh?. Przez co tak naprawdę, nie miałem celu w życiu i dalej nie mam. Uznaję moje i innych ludzi istnienie za coś przelotnego. Najważniejszą rzeczą w moim życiu jest moja własna świadomość siebie i świata, bo tym właśnie się różnimy. Większość nie zwraca uwagi na takie rzeczy, wolą nie myśleć o sprawach, które są przesądzone, na które nic się nie poradzi. Rodzą się, uczą się, pracują, wychowują dzieci, pracują, umierają. Nie zastanowią się, czemu żyjemy, czemu mam taką świadomość, a nie inną, jaki jest cel mojego istnienia? To są problemy mojego codziennego życia, nie potrafię przestać myśleć, chociaż próbuję żyć "normalnym" życiem. Zadaje te pytania sobie cały czas, znaleźć odpowiedzi nie mogę. Poznałem naprawdę wiele ideologii, filozofii, od tych najstarszych po te nowsze. Analizowałem je dokładnie i wyszło na to, że wszystkie filozofie zawiodły ludzkość. Bo każdy jest indywidualny. Jedni potrzebują do życia koncepcji na świat, a inni nie zadają pytań i nic nie potrzebują. Ja chciałem znaleźć coś, co mi wytłumaczy pojęcie sensu życia, ale takiego czegoś nie ma. W starciu z czasem, nic nie ma racji bytu. Czy to planeta, czy to gwiazda. Dołóżmy do tego sytuacje, w której ludzie są dla siebie nieżyczliwi, agresywni. Moje życie zamieniło się w jeden wielki marazm. Nic w końcu nie miało sensu, o ludzi dbać nie warto, są podli. Swoim życiem nie ma sensu zarządzać, skoro nie ma celu. Przyszłość zamknęła swe drzwi przede mną. Teraz, zerkając na świat, ogarnął mnie żal, bo żyje tak jakby zatrzymał się czas. Przeszłości mej cień, cały czas nade mną wisiał. Rozpatrywałem zawsze, co by było gdyby coś się potoczyło inaczej, jakby światem rządziły trochę inne zasady. Dręczyło mnie to, winiłem się wciąż, a w sercu przelewałem strumienie łez. Lecz w końcu poprzysiągłem sobie, że nie zapomnę znów, tych chwil, co są już przeszłością. Nie chce też, pozwolić by, znów słowa w gardle gdzieś ugrzęzły mi. Muszę wyjść z marazmu, w którym żyłem. Sam, bez pomocy. By to zrobić muszę się odciąć od tego, co mnie trzymało przy życiu w tych ciemnościach. A prawda jest taka, że to były właśnie gry, do zabicia czasu i zajęcia się innymi problemami, które nie wymagają zadawania sobie pytań o egzystencji i uśmierzają ból. Teraz muszę zadbać o parę spraw, chce się zmienić, sam dla siebie. Do tego małe zmiany po trochu nie wystarczą, bo próbowałem.
Mam nadzieję Femi, że zaopiekujesz się tu wszystkim, mimo ograniczonego czasu, weho tak naprawdę nie ma jeszcze głowy do takich spraw. Jest za mało doświadczony, trochę naiwny. Na szczęście zna zasady i wie, jak upaść tak, by zabolało najmniej. Dlatego musi wystarczyć.
Nie wiem co będzie dalej, każdy z nas pisze własną historię. Moją, nie oszukujmy się, nikt nie będzie pamiętał poza mną, ponieważ ten świat jest stworzony dla ludzi lepszych ode mnie. Zachowa się rok, dwa, trzy i zginie. Dlatego uważam, że muszę zacząć żyć sam dla siebie, bo nikt za mnie mojego życia nie przeżyje, a chce je przeżyć tak, by mi nie zabrakło paru rzeczy.
Femi, ostatnimi czasy walczyliśmy ze sobą trochę, jednak dla mnie, nie ma to tak naprawdę większego znaczenia. Co prawda, jestem cholernie pamiętliwą i mściwą osobą, ale co do spraw, gdy ktoś mi odczuwalnie zaszkodził. W grze, to praktycznie niemożliwe. Czasem między ludźmi zdarza się sprzeczka, nie da się temu zapobiec. Głupio mi było tak z tobą się pojedynkować, ale robiłem to, co uznałem za słuszne z mojego punktu widzenia. Chciałem tu zostawić dobre słowo, że będę o Tobie pamiętał, nawet jak wrócę w tym czerwcu i jeszcze chwile pogramy, to potem i tak skończę na dobre. Miło było Cie poznać, chociaż to jeszcze nie jest nasze ostatnie pożegnanie (mam nadzieję). Bo Ciebie, jako jedną z nielicznych osób, mogę nazwać przyjacielem w tej grze. Sporo problemów razem mieliśmy i przez nie przeszliśmy.
Wehowi wszystko wyjaśniłem, wpis na prywatnej zrobię co do spraw w praktyce klanowych. Tu tylko trochę przemyśleń.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Time River dnia Nie 15:49, 20 Sie 2017, w całości zmieniany 2 razy
|
|